Instytut Psychodietetyki » jedzenie intuicyjne
Nic, co dotyczy psychodietetyki, nie jest nam obce.

Kalendarz wydarzeń1

Dać im palec, to wezmą całą rękę!

O obawach dietetyków związanych z oddaniem pacjentom kontroli nad ich odżywianiem.

Od lat prowadzę wykłady i szkolenia z psychodietetyki, szczególnie skierowane do specjalistów zajmujących się odżywianiem i zdrowiem. Przekonuję uczestników podczas takich spotkań, że zakazy i presja to słaby sposób na efektywną pracę z pacjentem. Nie zawsze jednak takie podejście spotyka się ze zrozumieniem osób zajmujących się poradnictwem żywieniowym, które najczęściej pracują z pacjentem w oparciu o jadłospisy i dążą do tego, by pacjenci tych jadłospisów przestrzegali…

Dyskusji na ten temat stoczyłam już wiele, ale jedna szczególnie utkwiła mi w głowie. Był to otwarty wykład z psychodietetyki na jednej z wyższych uczelni. Wyjaśniałam podczas niego, co dzieje się, kiedy ludzie zaczynają ograniczać swoje odżywianie. Tłumaczyłam, że w świetle nauki, jeśli zbyt skrupulatnie to robią, to źle na tym wychodzą. Prezentowałam wyniki badań i teorie, które mówią, że sztywna kontrola odżywiania prowadzi do efektów odwrotnych niż zamierzone, a więc przejadania, wzrostu masy ciała, a nawet zaburzeń odżywiania (Westenhoefer, 2013). Opowiadałam, dlaczego ścisłe reguły diety przyczyniają się do efektu „wszystko albo nic” i że nasilają różne problematyczne zachowania, takie jak wzmożone myślenie o produktach zakazanych, poczucie straty itp. (Szczegółowo te problemy opisałam w artykule „Przejdź na dietę, a zaczniesz się przejadać” i omówiłam w filmie „Dlaczego diety tuczą?” dostępnym na naszym kanale YouTube). Oprócz prezentowania teorii i badań, podczas wykładu próbowałam zobrazować, co czują osoby na diecie i podałam przykład kobiety, która zgłosiła się kiedyś do mnie po pomoc. Stosowała ona ułożoną przez specjalistę dietę i co sobotę ubolewała nad tym, że musi jeść owsiankę na śniadanie, podczas gdy mąż z dziećmi wcinali naleśniki. Dodam, że ta osoba bardzo lubiła owsiankę i bez problemu zjadała ją od poniedziałku do piątku, ale w weekendy nie miała na nią ochoty, bo naleśniki były tradycją w jej domu. Z ożywieniem opowiadała, jak one pachną, jak wspaniałe naleśniki robi jej mąż i że najlepsze są takie tradycyjne na pszennej mące (zgadzam się z nią 😊). Kobieta walczyła jednak ze sobą wiele tygodni, jadła planowo owsiankę i utwierdzała się w przekonaniu, że musi rezygnować z jedzenia tego, co domownicy, aby schudnąć. Chudła, a to motywowało ją do dalszych starań. A jednak – któregoś weekendu nie wytrzymała, zjadła naleśniki na śniadanie, a ponieważ zostało ich jeszcze kilka, to jadła je jako deser po obiedzie i na kolację. W poniedziałek po takim weekendzie czuła się zdemotywowana i miała problemy z powrotem do jadłospisu. Nawet nie przygotowała sobie pudełek do pracy, a w firmowym barze zamówiła… naleśniki. Do mnie zgłosiła się jakiś czas po tej sytuacji i opisała swój problem mówiąc, że „nie jest w stanie utrzymać diety, bo jest słaba i zabrakło jej motywacji”…

Opowiadałam podczas tamtego wykładu tę historię dość szczegółowo i wyraziłam swoją opinię, że gdyby ta kobieta pozwalała sobie na naleśniki w weekendy, to pewnie takie problemy by się nie pojawiły, a mimo jedzenia naleśników (z umiarem) i tak by chudła. Podzieliłam się też tym, jakiej rady udzieliłam tej pani. Mianowicie zaproponowałam jej, żeby stosowała strategię „zapobiegania poczuciu straty” i „rozważania celu”, czyli żeby zamiast sztywnego trzymania się jadłospisu, przestrzegała ważnych zasad żywieniowych, jadłospis traktując jako podpowiedź, co jeść. Jednocześnie poradziłam, żeby była czujna na swoje potrzeby i kiedy będzie miała na coś dużą ochotę, to pozwalała sobie na to w umiarze. I tak na przykład, żeby zamiast owsianki (która w jej przypadku miała 400 kcal) w wyjątkowych dla niej sytuacjach (czyli w weekendy) zjadała po prostu naleśniki w takiej ilości, która również da 400 kcal. Dzięki temu nie pojawi się uczucie straty i proces odchudzania będzie trwał dalej, a świat się nie zawali przez to, że weekendowe śniadanie będzie miało mniej błonnika, wyższy indeks glikemiczny i może mniej witamin…

Głosy dobiegające z sali wskazywały jednak, że grupa siedząca pod oknem nie zgadza się ze mną. „A nie sądzi Pani, że jak pacjentom damy palec, to wezmą całą rękę?”. Za chwilę uczestnicy zaczęli się dzielić swoimi doświadczeniami, które wskazywały, że „nie warto pozwalać pacjentom na modyfikowanie jadłospisu”. Według ich obserwacji, kiedy pacjenci trzymają się jadłospisu, to chudną, a kiedy zaczynają od niego odchodzić, nie odnoszą dalszych sukcesów albo wręcz tracą efekty, które do tej pory uzyskali… Sposobem na skuteczne odchudzanie pacjenta, według nich, było więc jasne wyznaczenie granic przez specjalistę: „jeśli chcesz efektów, trzymaj się jadłospisu”…

Jestem w stanie sobie wyobrazić, że takie podejście może faktycznie wydawać się korzystne. Kiedy przestrzegamy ścisłych reguł i zachowujemy ciągłość w zakresie jakiegoś działania, to mamy poczucie, że „jesteśmy w grze” – wchodzimy w rytm, a dzięki pewnej sztywności w zachowaniu (np. jedzeniu posiłków o tej samej porze) odtwarzamy znany nam schemat i popełniamy mniej błędów. Elastyczny plan wiąże się natomiast z tym, że zachowanie przybiera bardziej zróżnicowane formy, wpływa na nie więcej czynników i jego utrzymanie wymaga większej koncentracji i samodzielnego planowania – raz jemy śniadanie o 6:00 przed porannym spacerem z psem, kiedy nic i nikt nam nie przeszkadza, a raz o 7:00 po spacerze, kiedy dzieci zbierają się do szkoły i jest harmider; raz jemy owsiankę i wiemy już dokładnie, ile jej zjeść, ale czasem sięgamy po coś zupełnie innego i trzeba sprawdzić, ile to ma kalorii…  Elastyczne zachowania ze względu na swoją różnorodność trudniej zautomatyzować, ale czy to oznacza, że przestrzeganie sztywnych reguł jest rozwiązaniem długoterminowym? I druga sprawa: czy głównym wyznacznikiem zachowań żywieniowych powinny być reguły określone przez dietetyka, czy ostatecznie i tak chodzi o to, czego pacjent chce? Czy dietetyk „nie pozwalający pacjentom na odstępstwa”, faktycznie ma taką moc oddziaływania na ich zachowanie, że przestaną oni takich odstępstw dokonywać?

Nie raz słyszałam i czytałam na forach, jak dietetycy oburzają się, że „pacjenci modyfikują jadłospisy, a potem mają pretensje, że nie chudną”. Oczywiście, jeśli modyfikacje nie są oparte o odpowiednią wiedzę (a to specjalista powinien dostarczyć tej wiedzy pacjentowi) i jeśli pacjenci jedzą za dużo, „a potem mają pretensje”, to możemy mówić o pewnym problemie. Jednak czy jego rozwiązaniem jest motywowanie ludzi do nieustannego trzymania się sztywnego planu? Czy to, że ludzie tyją, kiedy tylko odejdą od jadłospisu, nie wynika właśnie z tego, że nie są uczeni odchodzenia od niego w rozsądny sposób? Jeśli specjalista sugeruje, że przestrzeganie jadłospisu jest absolutnie konieczne, żeby chudnąć, to co w tym dziwnego, że ufający mu pacjent ma poczucie totalnej porażki, kiedy odchodzi od planu i ulega efektom „wszystko albo nic”?

W założeniu „jeśli pacjentowi damy palec, to weźmie całą rękę”, kryje się przekonanie, że to nie pacjent chce efektów, tylko dietetyk… Szukanie okazji do pobłażania sobie raczej nie charakteryzuje osób zmotywowanych do osiągnięcia celu (Prochaska, Norcross i DiClemente, 2008). W osobistym interesie osoby, która pragnie rozwiązać swój problem jest działanie w sposób efektywny. Jeśli specjalista ma obawy, czy pacjent jest odpowiednio zmotywowany, powinien więc raczej porozmawiać z nim o tym, na czym właściwie mu zależy i pomóc znaleźć odpowiednią motywację. Oczywiście reguły ustalone przez dietetyka mogą być motywatorem dla pacjenta, ale jeśli jest to jego główny motor do zmiany, to jak ten pacjent będzie w stanie utrzymać zdrową dietę po zakończeniu spotkań z dietetykiem? Innymi słowy, finalnie i tak pacjent będzie jadł tak, jak sam chce, więc albo wzbudzimy w nim motywację do samokontroli i wyposażymy w wiedzę powalającą na dokonywanie odpowiednich decyzji żywieniowych w różnych sytuacjach, albo – idąc na skróty – zobligujemy go do przestrzegania jadłospisu, a kiedy on temu nie podoła, prawdopodobnie całkowicie zarzuci starania i będzie wstydził się przyjść na spotkanie.

Moim zdaniem warto pacjentom „dawać palec” jeśli chodzi o wybory żywieniowe. Powiedziałabym wręcz, że najlepiej dać im „całą rękę”, czyli oddać im całkowicie kontrolę nad tym, co jedzą. Jadłospisy, porady i przepisy przygotowane przez dietetyka powinny być narzędziem, które pomaga ludziom zmienić nawyki, a nie klatką, w którą chcemy ich wcisnąć. Zamiast złościć się, że pacjent nie je dokładnie według pomysłu spisanego przez specjalistę w formie jadłospisu, lepiej nauczyć się efektywnych sposobów edukowania pacjenta, pracy na narzędziach umożliwiających monitorowanie realizacji ustalonych norm żywieniowych i wzbudzania wewnętrznej motywacji do zmiany. Takiego podejścia uczymy na naszych webinarach i szkoleniach dla specjalistów.

Więcej o wadach i zaletach odchudzania z wykorzystaniem jadłospisu mówiłam między innymi w filmie „Jadłospis – przyjaciel czy wróg?” na naszym kanale YouTube i w artykule „Jak zaplanować odchudzanie z uwzględnieniem odpowiednich strategii psychodietetycznych i w końcu schudnąć bez efektu jo-jo”.

Przypisy:

Bibliografia:

Prochaska, J. O., Norcross, J. C. i DiClemente, C. O. (2008). Zmiana na dobre. Rewolucyjny program zmiany, który pomoże Ci przezwyciężyć złe nawyki. Warszawa: Instytut Amity

Westenhoefer, J., Engel, D., Holst, C., Lorenz, J., Peacock, M., Stubbs, J., i Raats, M. (2013). Cognitive and weight-related correlates of flexible and rigid restrained eating behaviour. Eating Behaviors, 14(1), 69–72. doi:10.1016/j.eatbeh.2012.10.015

Autorzy:

dr Anna Januszewicz
psycholog zdrowia, zajmuje się problemami kontroli odżywiania.
Psycholog, specjalista psychodietetyki, naukowiec i wykładowca. Zajmuje się głównie problemami nadmiernej masy ciała, zaburzeniami odżywiania, trudnościami z utrzymaniem diety. Koordynator zespołu specjalistów w Instytucie Psychodietetyki. Posiada bogate doświadczenie w edukacji z zakresu psychodietetyki i psychologii zdrowia.

Zarejestruj się!

I pobierz darmowe materiały edukacyjne.